sobota, 17 września 2011

Goldman Sachs zamyka fundusz Global Alpha, Adoboli boli

Metody ilościowe mają swoich zwolenników w inwestowaniu i niektórzy uważają, że gdyby tylko mieli odpowiedni zespół statystyków stosujących wyrafinowane strategie oparte o tajemnicze algorytmy, bez trudu zarobiliby masę pieniędzy. W takim razie można pójść na skróty i powierzyć swoje środki specjalnemu funduszowi, który za pewną opłatą zaopiekuje się naszymi pieniędzmi.

Któż w takim razie mógłby być lepszy niż bank Goldman Sachs, rzekomo pociągający za wszystkie sznurki w Waszyngtonie, płacący wysokie pensje przyciągające najtęższe głowy?

Niestety, rzeczywistość bywa zupełnie inna i w tym tygodniu Goldman zdecydował o zamknięciu funduszu Global Alpha, po kolejnym katastrofalnym miesiącu strat - sierpień spowodował, że klienci są w tym roku wyraźnie pod kreską: -13% w portfelach. Alfy nie widać, za to wysoką betę i owszem.

Nie był to jednorazowy przypadek: fundusz nie podniósł się z kolan po fatalnym 2007 roku i zjeździe o 40%. Mimo wymiany kierownictwa, poszukiwania matematycznego świętego Graala nie udały się i klienci zagłosowali nogami. Z 12. mld dolarów aktywów w 2007 latem tego roku zostało już tylko 1,7 mld. Po kolejnej wtopie jeszcze mniej, więc Goldman zdecydował się zamknąć fundusz.

Oczywiście istnieją fundusze hedgingowe, które zarabiają również w tym roku - na przykład Renaissance Technologies Simonsa znajduje się ponad 25% nad kreską, ale takie historie powinny każdemu inwestorowi dać trochę do myślenia i przypomnieć o koniecznej pokorze wobec rynku.

Pewnie ktoś tam znowu sobie pomyśli- "o, cwaniaki z Goldmana znowu wycisnęli kasę z naiwnych bogaczy", ale przecież dla banku prostszą taktyką byłoby zarabianie na prowizjach z zyskownego funduszu, do którego płynęłyby szeroka rzeką miliardy dolarów. Ekonomia skali (z czasem niestety przeszkadza przy zbyt dużym kapitale).

Skoro fundusz z wykwalifikowanym zespołem poległ, czy na pewno Twoja metoda oparta na kilku zoptymalizowanych na danych historycznych wskaźnikach przyniesie istotne zyski, czy może wcześniej zbankrutujesz lub stracisz większość pieniędzy?

Na pierwszym miejscu postawiłbym przetrwanie bez większych obsunięć kapitału, ponieważ żaden kapitał nie uchroni Cię przed stratami, jeśli będziesz chciał udowodnić za wszelką cenę swoją rację, niczym Kweku Adoboli w szwajcarskim banku UBS. Przez trzy lata udało mu się stracić 2 mld dolarów, a co ciekawe zajmował się ryzykiem, co umożliwiało mu lewarowanie się na pochodnych od ETFów (pracował w zespole Delta One -może przy okazji podrzucę słowniczek opcyjnej greki).

Zresztą w przypadku dużych banków po upadku Lehman Brothers ryzyko jest przerzucone na podatników (rzeczony UBS w 2008 roku przetrwał dzięki pomocy rządowej w wysokości 6 mld chf), a zyski pozostają w bankach. Zapewne tacy ludzie jak Adoboli działają w większości z nich, ale na nieco mniejszą skalę.

Wracając do nieszczęsnego funduszu Goldmana- zauważmy hipotetycznie, że na przykład miałby on świetną strategię długoterminową (=istotnie dwucyfrowa średnioroczna stopa zwrotu), ale w zamian cechował się dużą zmiennością (tak działają strategie podążających za trendem średnio- i długoterminowym). Nigdy nie dowiedzielibyśmy się o jego skuteczności z powodu zbyt dużych obsunięć kapitału.

Dlatego uważam, że od efektownych jednorazowych wystrzałów, ważniejsze jest stałe kontrolowanie podejmowanego ryzyka i krytyczne spojrzenie na wszystkie swoje inwestycje i metody (trzeba w nie wierzyć, ale niczym wytrawny czekista sprawdzać na realnych danych; najgorsza metoda inwestowania= nadzieja).