niedziela, 31 października 2010

Asset management jest jak pudełko czekoladek

W weekendowym „Parkiecie” znalazł się interesujący artykuł „Zarządzający gorsi od rynku”. Oprócz tekstu znajdziemy tam bardzo pouczającą tabelkę z wynikami działów asset manangement (ze względu na powszechną znajomość angielskiego proponuję zmianę nazwy na „La Gestion d’Actifs” i wtedy tabliczka na drzwiach czy wizytówka zyskają nowy wymiar i podniosą prestiż banku).

Są one przeznaczone dla klientów banków i biur maklerskich z grubszymi portfelami (wpisowe od 50 tys. PLN do kilku mln PLN), którzy chcą powierzyć pieniądze fachowcom, licząc, że zarobią dla nich przyzwoite pieniądze.

Patrząc na wyniki tych akcyjnych, możemy powiedzieć, że asset management jest jak pudełko czekoladek i nigdy nie wiesz na co trafisz. Bardzo łatwo dostrzec pewną korelację patrząc na wykres i wyniki działów zarządzania portfelami klientów:


Wynika z tego, że liczy się timing, ale głównie klienta. Jeżeli oddaje pieniądze w zarządzanie u szczytu hossy, traci razem z rynkiem (w okresie obejmującym ostatnie trzy lata niektórzy są wciąż po 40% pod kreską). Jeśli trafi na dołek koniunktury, zarabia świetne pieniądze.

Ciekawe jak powierzający środki bankom i biurom maklerskim je oceniają?

Zapewne osoby, które weszły na rynek w ciągu ostatnich 18 miesięcy uważają zarządzających za wybitnych fachowców.

Gorzej z tymi z lat 2007-2008.

Dlatego uważam, że środki należy powierzać funduszom akcji czy assetom z benchmarkiem indeksowym tylko wtedy jeśli naszym zdaniem (lub zdaniem naszego systemu mechanicznego) czeka nas dobra koniunktura i tu kółko trochę się zamyka, ponieważ równie dobrze można sobie taki portfel stworzyć samodzielnie z akcji/kontraktów terminowych/opcji/ETFów.

Ewentualnie pozostaje zabawa w uśrednianie przez długoterminowe zakupy za równą kwotę, ale to też jest dyskusyjne.

Dla mnie od pewnego czasu przestało się liczyć czy indeks WIG/WIG20 urósł/spadł o 10 czy 20%, ale czy ja sam mam zysk/stratę. Co z tego, że pokonam benchmark i stracę tylko 30%, a nie 40%? Tak czy siak z 10 000 PLN zostaje mi 7 000 PKN i marne to pocieszenie, że jestem lepszy niż WIG czy Arka Akcji.

Z powodu tych zastrzeżeń mógłbym wyłącznie rozważyć przekazanie środków jakiemuś działowi asset management, jeśli spełniliby mój warunek, którym byłoby pokonanie inflacji + kilka procent premii. Zapewne na takich ludzi jak ja trafił Madoff dostarczający im rok w rok dość skromne, ale pewne zyski, rzędu nieco powyżej 10% bez obsunięć kapitału :), a do dziś nikt nie wie (albo nie chce wiedzieć) gdzie są te zagarnięte miliardy dolarów.

W innym wypadku interesują mnie głównie trendowcy, którzy poszukują czarnych łabędzi. Tu ewentualne istotne obsunięcia kapitału rekompensują lata z niesamowitymi zyskami.

Z kolei dla wszystkich płynie prosta nauka, że nie ma co zwalać swojego lenistwa na brak kapitału i usprawiedliwianie się wymówkami typu: "Gdybym miał milion złotych w gotówce, oddałbym kasę w zarządzanie do assetu i wtedy zarabiałbym po 15-20% bez problemu w każdym roku, a skoro nie mam pieniędzy, więc nic nie robię i krzywa mojego kapitału faluje jak WIG - albo w ogóle nie faluje na lokatach".