środa, 24 lutego 2010

Rekomendacja czy prymitywny marketing?

Od dawna lansuję tezę, że wszystkie rekomendacje wydawane przez biura maklerskie trzeba traktować z dużym dystansem, głównie jako źródło informacji o spółce czy branży, a już zupełnie do niczego nie nadają się suche „Kupuj” czy „Sprzedaj”.

W ostatnim roku sprawdzały się raporty miesięczne DI BRE, więc nieustannie zachęcam do regularnego zaglądania do nich i w ten sposób zyskasz pomoc w doborze spółek.

Wiadomo, że niczego to nie gwarantuje, ale jeśli polujesz na akcje z dobrymi fundamentami, które mają na dodatek ciekawy wykres z sygnałami kupna, szanse na zarobek zdecydowanie rosną.

Jednak zawsze trzeba podchodzić do rekomendacji z dużym dystansem, a dziś pokażę przykład z ostatnich dni, który wskazuje, że czasem mocno zastanawiam się czym się różni student z dwoma tysiącami złotych naganiający na swoje akcje na forum Bankiera od teoretycznie poważnych instytucji.

W poniedziałek poznaliśmy widełki cenowe właśnie trwającego book buildingu (czyli badanie popytu w celu ustalenia ceny emisyjnej) spółki Eko Holding w zakresie od 6,6 zł do 8,6 zł. Spółka należy do branży detalicznej, która całkiem nieźle sobie radzi z recesją i możliwe, że zainteresuje część inwestorów, którzy zechcą wziąć udział w ofercie publicznej, która potrwa od 26.02 do 2.03.

Oferującym akcje jest DM BZWBK.

Trudno mi ocenić atrakcyjność spółki dopiero wchodzącej na giełdę, więc z pomocą przychodzi oczywiście (no któżby inny) ... DM BZWBK. 12 lutego opublikował rekomendację pod jakże subtelnym tytułem „Chodźmy na zakupy”, w której wycenił jedną akcję Eko Holding od 9,5 do 10,1 zł w zależności od wybranej metody.

Czy nie widzicie tu pewnego konfliktu interesów? Z jednej strony sprzedajemy akcje, a z drugiej wystawiamy rekomendację z wyceną znacznie powyżej ceny z IPO. No cóż- dla mnie takie praktyki są co najmniej dwuznaczne i z tego powodu zawsze z wielką rezerwą podchodzę do wszelkich rekomendacji, pamiętając tez o takich kwiatkach.