sobota, 29 sierpnia 2009

Ile zarabia twój makler?

W weekend proponuję policzenie prowizji, które płacisz swojemu maklerowi.

Przejrzałem dane tylko z ostatniego miesiąca i wyszło mi około 400 złotych przy skromnym portfelu o wartości około 15 000 zł.

Przyjmując, że rocznie byłoby to 5000 złotych oznacza to około 30% aktualnej wartości środków i akcji posiadanych przeze mnie w biurze maklerskim.

A teraz załóżmy, że stoję w miejscu i nie tracę, ani nie zyskuje w wymiarze nominalnym. Z 15 000 zł po roku zostałoby 10 000 zł.


Biura maklerskie bardzo nie lubią podawać takich informacji, bo proszę mi pokazać gdziekolwiek miejsce na rachunku, gdzie można znaleźć automatycznie podsumowane zapłacone prowizje.

Głównie co robią, to promują aktywny trading i zachęcają do coraz większej liczby transakcji. Jeżeli pójdziesz na jakiekolwiek szkolenie organizowane przez brokera czy biuro maklerskie założę się, że wszystko będzie zmierzało do tego, abyś był jak najaktywniejszy i generował coraz wyższe prowizje. Przykłady: "szukaj wybić z konsolidacji i szybko zamykaj transakcję w razie cofnięcia się pod bliskie wsparcie jak się nie uda", albo "szybko kasuj zysk, bo lepiej zarobić niż stracić" itp. itd.

Na tym polega ten biznes.

Jak wszędzie liczy się głównie sprzedaż i co z tego, że masz na przykład rachunek o wartości powiedzmy milion złotych, jeśli dokonujesz na nim transakcji średnio raz na miesiąc, albo rzadziej.

Dla biura maklerskiego cenniejszy jest grajek z 10 000 zł nieustannie handlujący 3-4 kontraktami, bo on przynosi stały zysk tydzień w tydzień, a na dodatek nawet jak wszystko straci to zaraz wróci jak uzbiera na kolejny depozyt.

Dlatego chciałbym wszystkich przestrzec przed najczęstszym błędem i ekscytowaniem się kto ile płaci za kontrakt czy akcje. Niektórzy celowo handlują tylko po to, żeby wyrobić limit i dostać „za darmo” lepszy pakiet u maklera, albo niższą procentowo prowizję.

Tak, jestem za negocjowaniem i zmniejszaniem prowizji do jak najniższej, ale celem gracza na kontraktach nie jest prowizja 5 złotych za kontrakt, tylko zysk. To samo dotyczy akcji.

W tej chwili poziom poniżej 0,4% jest standardem na akcjach i naprawdę premia za daytrading w postaci 0,2% za zamknięcie tego samego dnia wydaje mi się wcale nie taka atrakcyjna. Zresztą ogólnie daytrading jako stałe zajęcie wydaje mi się mocno dyskusyjny, przynajmniej jeśli chodzi o indywidualnego inwestora/spekulanta. Statystycznie nie opłaca się, a na dodatek w zdecydowanej większości wypadków wynagrodzenie nie rekompensuje poziomu stresu i ryzyka.

Wyobraź sobie, że chodzisz do pracy i codziennie ryzykujesz, że jak zrobisz coś nie tak to utracisz zarobki powiedzmy z ostatnich 2 miesięcy czy roku (zależy od lewara). Czy wybrałbyś taki etat? Ja nie.

Nie neguję, że są utalentowani daytraderzy, ale jest ich na pewno garstka i sam nawet nie próbuję się do niej dostać. Zresztą nie czuję takiej potrzeby.

Oczywiście, że jestem świadomy zbyt dużej liczby transakcji na moim rachunku. Wynika ona z niespotykanej zmienności rynku i nie sądzę, że długoterminowo zmienność na takim poziomie będzie stała, więc i moja nadaktywność z czasem spadnie, przynajmniej jeśli chodzi o rynek akcji, bo pochodne to inna bajka.

Na koniec jeszcze raz proponuję policzyć prowizje, które zapłaciłeś maklerowi na przykład od początku roku i porównaj je do osiągniętego zysku w złotych. Mimo, że od początku roku WIG20 zyskał 25%, a od dna nawet blisko 80% to i tak gwarantuję zaskakujący bilans.