niedziela, 7 czerwca 2009

Inwestycje dla leniwych

Niektórzy ludzie nie mają czasu lub chęci, żeby na bieżąco pilnować swoich inwestycji, więc postanowiłem dziś skonstruować portfel dla leniwych, a właściwie kilka jego wersji.


Zaczynamy od zasadniczego pytania:
Czy potrzebujesz pieniędzy w ciągu najbliższego roku?



Jeśli odpowiedź brzmi twierdząco, zapomnij o ryzykownych inwestycjach i proponuję podzielić pieniądze tak: 75-80% na lokacie oraz 20-25% na rachunku oszczędnościowym (na przykład w eurobanku na 6,06%).

Czemu nie wszystko na lokacie? Czasem trafi się jakiś ciekawy temat i warto posiadać parę groszy pod ręką – przykładem jest lokata na start w Open Finance na 10% rocznie na 7 dni (max 5000 zł).

Kolejny problem: czy bierzesz pod uwagę możliwość wystąpienia wysokiej inflacji lub wręcz załamania się systemu finansowego?

Jeśli ktoś nie do końca wierzy w koniec kryzysu powinien przynajmniej część środków ulokować w aktywach, które są niezależne od papierowego pieniądza, czyli najbardziej oczywiste tropy to ziemia i złoto. Kłopot w tym, że ich cena nie wydaje się wcale niska.

Można też podejść do tego zagadnienia bardziej prozaicznie i na przykład w wakacje przeprowadzić remont łazienki/kuchni czy uzupełnić wyposażenie mieszkania czy domu. To też jest zakład, że później będzie drożej. Oczywiście tu mieszamy konsumpcję z inwestowaniem.

Prawda o giełdzie jest taka, że większość traci pieniądze lub przegrywa z indeksami, albo jedno i drugie równocześnie. W takim razie może zamiast tracić czas na wyszukiwanie genialnych spółek lepiej kupić indeks i zająć się czym innym, gdzie udaje nam się zarabiać? To naprawdę jest dobre wyjście dla większości ludzi.
Niestety w Polsce nie ma funduszy indeksowych, bo panuje cicha zmowa między funduszami, o której świadczą też niespotykane w cywilizowanych krajach opłaty za zarządzanie, czyli średnio 3,5-4% rocznie.

Rozwiązaniem mogą być kontrakty terminowe, ale tak realnie patrząc ich rolowanie i zmienny depozyt dla przeciętnego śmiertelnika stanowią spore utrudnienie.
Można zainteresować się certyfikatami UCW20AOPEN, które są notowane na giełdzie i mniej więcej naśladują one ruch indeksu WIG20. Trochę animator lubi sobie tu przysnąć i zwiększył rozpiętość ofert kupna i sprzedaży, ale nic lepszego póki co nie ma. Czekamy na ETFy. Jest jeszcze coś takiego jak W20PLN w XTB, ale nie umiem ocenić tego produktu bez sprawdzenia w działaniu.

Ogólnie jak widać Polska jest jeszcze bardzo zacofana i nie mamy nawet zwykłego funduszu indeksowego.

Pozostaje zakup kilku największych akcji z GPW i tu już nie mamy wersji portfela dla leniwych, tylko raczej dla aktywnych.

Z tego powodu chcąc nie chcąc wracamy do funduszy inwestycyjnych i patrząc na wyniki z ostatnich 3 lat (tyle minimum potrzeba do oceny funduszu akcji) najlepiej wygląda Legg Mason. Do niego dorzuciłbym jakiś fundusz małych i średnich spółek oraz zagraniczny z sektora BRIC.

W każdym przypadku określiłbym maksymalną stratę na 20-25% od momentu wejścia i pilnował wyłącznie tego regularnie dopłacając do fundów. Powinno zadziałać, ale to w horyzoncie co najmniej 3-5 lat.

Ile portfela przeznaczyć na ryzykowne inwestycje, czyli agresywne fundusze? Zasada jest dość prosta: im jesteś młodszy i masz więcej czasu tym mniej powinieneś lokować w bezpieczne instrumenty.

Skarb Państwa niemile nas zaskoczył gwałtownie zmniejszając premię dla obligacji dziesięcioletnich z 3,4 do 3% i pomimo wzrostu inflacji do 4% ich oprocentowanie w pierwszym roku wynosi 7%, co nie wygląda na zbyt wielką atrakcję. Dla mnie temat jest bez sensu.

Leniwy inwestor raczej wybierze lokatę, która jest znacznie bardziej mobilna. Przy kwocie powyżej 10 tys. (ze względu na opłaty) rozejrzyj się po okolicznych SKOKach. Tu też da się coś znaleźć ciekawego.

Lokata czy obligacje to bardzo fajny instrument dla leniwego inwestora, bo wpłacasz kasę i o nic się nie martwisz. Od razu wiesz ile dostaniesz na końcu, ale umówmy się – nikt jeszcze nie wzbogacił się na lokatach i obligacjach.

Trzeba podjąć pewne ryzyko i z tego powodu najprostszym rozwiązaniem są fundusze, ale tu pilnuj wyłącznie swojej straty – przesuwając swój poziom konwersji (w parasolu) lub likwidacji wraz ze wzrostem wartości jednostek. Moment wejścia uważam za drugorzędny, a akurat teraz przy niecałych 2000 punktów na WIG20 bardzo ładnie pasuje ucieczka, gdyby wszystko zawaliło się poniżej 1500 punktów i potem stopniowy powrót, prawdopodobnie na niższych poziomach. Te 20-25% wydaje się dość bezpieczne, bo nie wylecisz za szybko i dajesz rynkowi miejsce na fluktuacje bez wypadania co chwilę.

Poza tym uważam, że dobrze ustalić sobie cel finansowy w konkretnej kwocie i po dojściu do niej po prostu zrealizować swoje marzenia. Po to w końcu inwestujemy.