niedziela, 1 lutego 2009

Spłacić długi, oszczędzać, inwestować. Co najpierw?

Napisałem już w tytule jak to widzę, ale w życiu nie jest aż tak prosto jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

Od czego zacząć?

Moim zdaniem najpierw trzeba zbudować fundusz bezpieczeństwa na nieprzewidziane wydatki losowe (choroba, zwolnienie z pracy itd.) Jeśli zaczynałbym dziś od zupełnego zera, wydzieliłbym konto z łatwym dostępem i systematycznie na nie wpłacał aż nie osiągnę przynajmniej wielkości rzędu trzymiesięcznych wydatków domowych (teraz skłaniam się nawet do 5-6 miesięcy). Równolegle należy też oszczędzać i inwestować.

Jednak sporo osób jest w takiej sytuacji, że zżerają ich długi konsumpcyjne np.: 20 000 zł i równolegle inwestują powiedzmy 10 000 zł na giełdzie.

Czy to jest racjonalne? Według mnie absolutnie nie.


Przede wszystkim z powodów psychologicznych. W ten sposób wywierasz na sobie dodatkową niepotrzebną presję i prawdopodobnie po kilku miesiącach będziesz miał dużo mniej niż 10 000 zł. Ja spłacałbym długi i dopiero potem brał się za giełdę czy forex.

A co z kredytami hipotecznymi?

Mieszkanie, w którym żyjesz jest raczej obciążeniem, czyli pasywem. Gdy trwała hossa na nieruchomościach, ludzie trochę się oszukiwali, że ich mieszkania były inwestycjami, ale przecież nie kupowali ich po to, żeby na nich spekulować, ale aby w nich żyć. Zresztą ich radość była złudna – co z tego, że ich mieszkanie na przykład zdrożało z 300 na 400 tysięcy, gdy chcieliby zamienić je na inne też musieliby zapłacić odpowiednio więcej.

Co innego, kiedy kupujesz lokal na kredyt, potem wynajmujesz i spłacasz je czynszem płaconym przez lokatorów. Sam tego nie próbowałem, lecz wydaje mi się, że w polskich warunkach jest znacznie trudniej niż w zamożniejszych społeczeństwach. Teraz jednak nieoczekiwanie kryzys pomógł wynajmującym. Ciężej o kredyt i z pewnością tym samym można podnieść ceny oraz znaleźć sobie solidniejszych klientów.

Wracając do dylematu: spłacać kredyt hipoteczny czy inwestować? Ja raczej byłbym dość konserwatywny i jeśli zostawałyby mi nadwyżki finansowe, kupowałbym za ich część walutę w jakiej mam kredyt i pakował na konto czy szybciej spłacał hipotekę, o ile bank pozwala, a dopiero za resztę bawił się w giełdę.

Przy okazji proszę nie wpaść w głupią pułapkę kategoryzacji swoich pieniędzy, która powoduje, że ludzie postępują tak irracjonalnie, że trzymają na przykład lokaty na kilka procent, a jednocześnie spłacają raty za jakiś sprzęt z oprocentowaniem dwukrotnie wyższym.