czwartek, 20 listopada 2008

Urwane dno na Wall Street

Jeszcze można się pocieszać, że to fałszywy ruch, ale fakt jest taki, że wyszli dołem z tego:



Patrząc na wykres w skali logarytmicznej wychodzi nam zjazd do jakichś 400 pkt, czyli cofka do 1992 roku. Jeśli mamy teraz wielki kryzys przed nami to całkiem realny scenariusz.

Na skali liniowej to już w ogóle wychodzą cuda i zejście w rejon 100 pkt?!


Wciąż zostaje mała wątpliwość z filtrem 3%, aby ruch był wiarygodny powinno spaść poniżej 750 pkt, ale to już naprawdę niewiele zabrakło.

Chodzi rzecz jasna o trend wielomiesięczny. Już dziś o tym wspominałem, gdzie indziej, że według mnie problemem Ameryki jest wieczny optymizm Jankesów. Teraz napływające złe informacje wciąż ich będą coraz bardziej dziwić. Aż puszczą im nerwy i będą sypać akcjami po absurdalnie niskich cenach, pewnie jak zbankrutuje jakaś duża znana korporacja, albo i kilka.

Zauważmy też niesamowitą zwałkę na ropie o ponad 8 % i wyraźne zejście poniżej 50$. Razem z Ameryką trzeszczą imperia szejków i Rosjan. Może ma rację Jim Rogers, który sprzedał swój dom w Nowym Jorku i przeniósł się do Singapuru (oczywiście cały czas szorci amerykańskie blue chipy)? Teraz Azja?

Co to oznacza dla nas? Myślę, że siedzenie na tyłku to na razie niezła strategia i w takim wypadku jestem w tych góra 10 %, którzy teraz nie tracą, bo jak powtarzam z powodu nadmiaru obowiązków nie jestem w stanie pilnować futów (eski rządzą), a systemem mechanicznym na razie nie gram.