wtorek, 25 marca 2008

Złoto, ropa naftowa, surowce – koniec hossy? Kupować akcje?

Miniony tydzień upłynął pod znakiem szybkich zmian na wszystkich możliwych rynkach.
Zwolennicy spiskowej teorii dziejów mają teraz pole do popisu.

Nagle od wtorkowego popołudnia akcje amerykańskie znów stały się atrakcyjne. Dolar też zaczął umacniać się. Równocześnie zaczęły tanieć surowce i metale: złoto, ropa, miedź itd. Teoretycznie stało się tak po obniżce stóp przez FED, ale przecież była ona oczekiwana w tej skali od dawna i nikt mnie nie przekona, że ktoś został nią zaskoczony i z radości zabrał się do zakupów.

Nie wiem czy jest wielu naiwniaków, którzy wciąż wierzą w wolny rynek, ale nawet student I roku ekonomii powinien zacząć mieć chociaż pewne wątpliwości.


Najmodniejsze ostatnio złoto doznało ostrej przeceny z poziomu >$1000 za uncję aż do <$920. Mój niepokój wzbudziła niedawno rozmowa z pewnym gimnazjalistą, który uczestniczy w jakieś grze giełdowej i zaczął mnie przekonywać, że teraz najlepiej zapakować się w złoto. Poza tym media od niedawna ze zdwojoną siłą trąbią o pewnych inwestycjach w Aurum. Stąd zaczynają rosnąć wątpliwości czy nie nastąpi jakaś głębsza korekta dodatkowo podsycana przez pewne manipulacje grubych ryb. Może nie powtórzą w USA numeru z zabraniem ludziom złota jak w 1933. Wtedy Franklin D. Roosvelt wydał dekret, na mocy którego każdy Amerykanin miał prawo posiadać złoto o wartości jedynie $100, a resztę musiał oddać kochanemu Państwu w zamian za zielone papierki.

Ja rozważę wejście w RCGLDAOPEN jeśli złoto spadnie jeszcze niżej. Na razie poczekam. Podobnie z ropą i RCCRUAOPEN. Spadki cen zbóż mają dla nas jasną stronę- mogą powstrzymać szalejące ceny jedzenia. Miejmy nadzieję, że w 2009 nie przeczytamy w Rzeczpospolitej: 40 % więcej za święconkę niż przed rokiem. Nie ma co nawet komentować. Pewnie GUS znowu zmniejszy udział żywności w koszyku inflacyjnym w ramach walki ze wzrostem cen.

Moje ogólne nastawienie do surowców jest takie, że należy spokojnie czekać na korektę i wtedy znowu wchodzić po stronie long.

Wciąż przecież obowiązuje długoterminowy trend wzrostowy.


W ostatniej jeździe na rynku nie ma żadnego przypadku.

Fed drukuje jak wściekły dolary, a skoro obniżamy stopy, gdzieś ta kasa musi zostać ulokowana. Raczej nie w banku (kto zresztą ufa amerykańskim bankom ?:).

Jednocześnie przy pomocy zagranicy podbija się kurs dolara, więc ryzyko spadku wartości nominalnej inwestycji na NYSE również spada.

Zainteresowanych analizą sytuacji dolara odsyłam do wczorajszego postu, który opublikował na blogu Janusz Jankowiak.

Jak wyliczyłem sobie naprędce wychodzi mi, że warto kupować zielone w rejonie 2-2,1 PLN, o ile tam spadną.

Niejako przy okazji misie trzepane są z szortów, czyli obstawiający spadki na derywatach dostają ostro po kieszeni.

Dzięki tej akcji hossy może nie będzie, ale bankierzy mają radochę, że ostro przetrzepali skórę grającym na zniżki.

Jak sytuacja zagranicą wpływa na nasz straganik w Warszawie?

Po pierwsze niejednoznacznie. Zauważmy, że hossa była w dużej mierze napędzana przez KGHM, a jeśli cena miedzi poszłaby dalej w dół, trudno byłoby ciągnąć rynek z taką kulą u nogi.

Poza tym w 5 spółkach ustawiających indeksy mamy jeszcze PKN ORLEN. W sumie nie do końca rozgryzłem czy ta firma powinna rosnąć czy spadać przy zmianach cen ropy (przecież oni ropy nie wydobywają, ale z drugiej strony mają towar od Ruskich po stałej cenie w dolcach), ale raczej spadki Crude Oil jej nie służą.

Z kolei zanosi się na kolejną podwyżkę stóp procentowych nawet już jutro, więc marże PKOBP i Pekao raczej spadną.

Za dużo znaków zapytania.

Według mojej oceny mamy czas spekulantów krótkoterminowych i bujanie na rynku, które ogoli z kasy większość drobnych.

A cały czas widmo krachu krąży nad giełdami i gwałtownie zwiększa ryzyko długich pozycji.

Nie bardzo widzę siebie z takimi pieniędzmi jako gracza, więc spokojnie czekam na moim 2500 na WIG20, a jak nie wejdzie, w maju przesunę poprzeczkę nieco wyżej nad poziom ostatnich dołków.