środa, 19 września 2007

Portfel indeksowy

Mam kolegę, który kilka miesięcy temu "powierzył" mi w "zarządzanie" część swojej kasy - raptem kilkanaście tysięcy złotych.

Po namyśle doszliśmy do wniosku, że główny trzon portfela powinien stanowić indeks WIG20 oraz w mniejszym stopniu WIG i mWIG40.

Indeks WIG20 staram się odwzorować w mniej więcej taki sposób: PKO BP za 1500 PLN, PEKAO za 1300 PLN, PKN Orlen za 1250 PLN, TPSA za 1100 PLN, KGHM za 950 PLN + 1 akcja BPH, 100 PGNiG, 25 Lotos, 1 BRE.

Do tego dołożone są niewielkie pakiety spółek typu Immoeast, MCI czy DGA, które uznałem za perspektywiczne.

Rzecz jasna nie da się superdokładnie odwzorować indeksu, ale ponad 75% mamy opanowane.

Skąd wziął się taki pomysł?

Większość zarządzających nie umie choćby dorównać indeksowi. Ja nie silę się na wielkiego Manitou - mistrza parkietu. Starczy, że pokonam w ten sposób 90% funduszy akcyjnych działających w Polsce.

Co więcej, w przedstawianych wynikach na tle benchmarków zwykle nie uwzględnia się dywidend. Dywidendy mają nam głównie pokryć prowizje.

Alternatywą są jednostki indeksowe MW20 oraz kontrakty terminowe FW20, ale na razie z nich nie korzystamy z powodu niepłynności tego pierwszego waloru oraz dlatego, że FW20 odzwierciedla portfel o wartości 36 000 PLN. No i pochodne nie płacą dywidend (właściwie na nich się traci).